Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

KABARET - Nowy prezydent, to samo nazwisko? Wywiad z założycielem Neo-Nówki

Marcin Kostaszuk
Sukces skeczy bierze się w dużej mierze ze znajomości przez widownię aktualnych tematów polityczno-społecznych - przekonuje Roman Żurek
Sukces skeczy bierze się w dużej mierze ze znajomości przez widownię aktualnych tematów polityczno-społecznych - przekonuje Roman Żurek S. Seidler
Z Romanem Żurkiem, założycielem i autorem tekstów kabaretu Neo-Nówka o wpływie wyborów prezydenckich na kabaret i kabaretu na wybory oraz, dlaczego nie chciałby być nauczycielem rozmawia Marcin Kostaszuk

Komorowski czy Kaczyński? Jak wynik wyborów wpłynie na polski... kabaret?
Kurczę, wiesz co? Do nas już dzwonią znajomi, przypominając skecz o Euro 2012. Pokazujemy w nim instytucję odpowiedzialną za budowę autostrad i stadionów. I tam pada takie hasło - a jest rok 2012 - że dzwoni prezydent. Ktoś pyta "Ale który". Odpowiedź brzmi: "Nowy, ale to samo nazwisko".

Zatem możliwe, że wyjdziecie na proroków, bo ten skecz ma już swoje lata.
Nie chcemy, żeby wyszło, że jesteśmy przeciwko Kaczyńskiemu czy za Komorowskim. Instytucja prezydenta ma w Polsce swoje ograniczenia i wiele obietnic kandydatów wypada śmiesznie, bo prezydent sam z siebie może niewiele. Mimo inicjatywy ustawodawczej i prawa weta bez większości w parlamencie niewiele zdziała.

To prorokujmy dalej. Kto wygra?
Sami jesteśmy ciekawi, co się stanie. Pierwsza tura nie będzie zbyt emocjonująca, ale w drugiej najprawdopodobniej znajdą się Komorowski i Kaczyński i wtedy wszystko się może wydarzyć. Nasze społeczeństwo jest tak chwiejne i niezdecydowane, że wynik może się przesunąć.

Nie zmienia to faktu, że w waszych ostatnich skeczach polityki jest coraz mniej. Dlaczego?
Po pierwsze stała się trochę nijaka, a po drugie, powiedzieliśmy o niej już bardzo dużo, łącznie ze skeczem "Teleexpress", w którym dziennikarka wyrzuca ze studia na zbity pysk posła, puszącego się dokonaniami swego rządu.

Poseł nie jest wymieniony z nazwiska, ani z przynależności.
Bo może być z każdej partii, wszyscy zachowują się podobnie. Dziennikarka nie wytrzymuje, wyrzuca go na kopach i obrzuca najgorszymi inwektywami. Jacek Fedorowicz, postać, którą bardzo cenię, pochwalił nas za "Teleexpress", co miało tym większą wagę, że on nie znosi przekleństw na scenie. W moim wykonaniu je przełknął, bo bez nie dałoby się tej scenki zagrać. Dalej w tym temacie już dojść chyba nie można.

Neo-Nówka wywodzi się z Wrocławia, miasta znanego głównie z Elity - kabaretu nie idącego na tak ostre zwarcie. Rozumiem, że nie byli waszymi idolami?
Wrocław to także Andrzej Waligórski, współzałożyciel Studia 202. W początkach Elity grał z nimi Tadeusz Drozda, stąd jest też Krzysztof Piasecki, więc wydarzeń i twórców było sporo. Ale ja przyznam bez bicia, że wychowałem się na kabarecie Tey. Długo zazdrościłem jego członkom, że występowali akurat w latach walki z komuną. To lawirowanie, dwuznaczności - jakim cudem im to puszczali w telewizji?

Miałeś żal do losu, że ze swoim temperamentem urodziliście się za późno?
Tak, ale do czasu, gdy w 2005 roku zaczęliśmy tworzyć "Moherowy program". Podkreślam rok, bo zaczęliśmy pracować nad nim jeszcze przed wyborami - nie wiedzieliśmy, że do władzy dojdzie PiS i jego egzotyczna koalicja. Zrobiliśmy program o moherowych babciach, które nie były dla nas wyrazem zjawiska religijnego, ale społecznego. Chcieliśmy pokazać, jaki jad sączą wśród samych Polaków. Po wyborach, gdy zaczęliśmy grać ten właśnie spektakl, poczuliśmy się jak Tey w PRL-u. Reakcją nie był zwykły śmiech, tylko śmiech manifestacyjny, poprzez który ludzie wyrażali swoją dezaprobatę. Oczywiście zarzucano nam stronniczość polityczną, ale my pokazywaliśmy ludzi piastujących urzędy niezależnie od ich partii. Tak było wcześniej, gdy stworzyliśmy "Ligę Patologicznych Rodzin", a także skecz "Orędzie", którego bohaterem był pijany prezydent Aleksander K.

Do kompletu brakuje tylko Platformy.
Po ich dojściu do władzy wielu kabareciarzy straciło pożywkę do żartów.

Dlaczego?
Bo to ludzie decydują, z czego się śmiejemy, a żarty z Platformy nikogo nie poruszyły. I tak wyszło, że niby jesteśmy proplatformerscy. Potem, po tragedii smoleńskiej, nastąpił jakiś wstrząs: politycy znów są fajni i odpowiedzialni, lubimy się... Ale do czasu, niebawem wszystko wróci do normy, bo polityk to jest zawód, oparty w dużym stopniu na cynizmie w obiecywaniu czegoś, czego nie jest się w stanie dotrzymać. Tak to funkcjonuje wszędzie, nie tylko w Polsce. Czytałem ostatnio, jak wielkie są podziały między amerykańskimi demokratami i republikanami - na tle ich sporów stan napięcia między PO i PiS okazuje się czymś normalnym. Wniosek jest taki, że tam gdzie rozwija się demokracja, tam powtarzają się pewne mechanizmy.

Ale Wersalu już nie będzie, jak zapowiadał były wicepremier?
W naszym parlamencie nikt się jeszcze nie bije, choć w pewnych wypadkach byłaby to znacznie krótsza i szybsza droga do wyjaśnienia pewnych kwestii.

Wspomniałeś o Tey'u, ale za swą popularność w PRL-u jego członkowie płacili np. zakazem występów. Nawet w czasach "wzmożenia moralnego" wam to chyba nie groziło?
W latach 2005-2007 każdy, kto nas zapowiadał - m.in. Piotr Bałtroczyk czy Artur Andrus - asekurował się, że nie bierze odpowiedzialności za treści, które za chwilę przekażemy. Była w tym duża dawka ironii, ale i tak zaczęły się pytania, czy nie boimy się, że nas zamkną. Byłem zdziwiony i zirytowany - tworząc satyrę, coś, co ma rozśmieszać, mielibyśmy się zastanawiać, co nam wolno, a czego nie? W kraju demokratycznym, funkcjonującym w strukturach europejskich, raptem pojawił się strach, że coś złego może się nam przytrafić. Paradoksalnie, takie obawy tylko utwierdzały nas w przekonaniu, że trzeba i warto to robić. Nie chodziło więc o to, że się przebierzemy w obciachowe czapki i będziemy udawać baby na scenie. Te moherowe babcie były sposobem, by pokazać, co właśnie dzieje się w Polsce. Ich ustami mówiliśmy odważne teksty i stąd takie wsparcie widowni.

Ale awansowaliście na kabaretowego wroga numer 1 Radia Maryja.
Zarzucaliśmy Radiu Maryja wiele rzeczy, ale bylibyśmy przeciwni pomysłowi zamknięcia tej rozgłośni, bo każdy człowiek ma wolność wypowiedzenia się - tak jak my, tak i zwolennicy ojca Rydzyka. Możemy się spierać, dyskutować, ale nie możemy się nienawidzić i grozić sobie w imię tego, że jest tylko jedna prawda. Wraz z odejściem koalicji PiS-LPR-Samoobrona przestaliśmy jednak grać "Moherowy program". Uznaliśmy, że misja została wykonana.

Czy ta misja może się powtórzyć, w wypadku jednego z rozstrzygnięć najbliższych wyborów?

Śmiejemy się, że być może trzeba będzie założyć moherowy beret... Ale to będzie zależało tylko od tej grupy społecznej: jeśli będzie miała znów coś do powiedzenia, to kto wie...

Stare kapele ciągle grają swoje największe hity.
Z muzyką jest trochę łatwiej. Sukces skeczy bierze się w dużej mierze ze znajomości przez widownię aktualnych tematów polityczno-społecznych i podejrzewam, że gdybyśmy zaczęli je teraz grać z powrotem, to po prostu już by nie śmieszyły. Taki problem ma na przykład Jerzy Kryszak, który swoje skecze musi aktualizować wyjątkowo często.

A Jan Pietrzak żałował, że w latach 70. czy 80. jego monolog był 5 lat świetny i 10 lat aktualny... Ale nie daje mi spokoju inna rzecz: mówisz o politykach, jako o ludziach cynicznych, ale w spektaklach Neo-Nówki grasz zwykle rolę cwaniaka, który równie cynicznie manipuluje otoczeniem, jak politycy wyborcami.
Taką mam wizję na scenie - bo poza nią staram się nie być cyniczny. A dlaczego? Bo ludzie chcą zobaczyć, że ten teoretycznie "niższy", mający mniej do powiedzenia człowiek, nagle jest w stanie zapędzić w kozi róg kogoś ponad sobą. W jednym z naszych ostatnich skeczy o rozmowie kwalifikacyjnej gram panią Wandzię, którą każdy pracodawca pogoniłby po pierwszym zdaniu. Ale ona tak prowadzi dyskusję, że pracodawca nie ma takiej możliwości, ona sobie z nim doskonale radzi. Ludzie chcieliby tacy być, ale brakuje im otwartości, przebojowości. Na scenie możemy sobie na to pozwolić, ale wątpię, by w realnym życiu którykolwiek kościelny mógł tak kręcić księdzem, jak to się dzieje w naszym programie, w którym sprytny człowieczek w swej prostocie i głupocie okazuje się bardziej cwany niż ten ksiądz. Ale tu chodzi o znalezienie sytuacji, która rozśmieszy publiczność. Kryterium jest proste - jeśli ludzie się nie śmieją, to coś jest nie tak ze skeczem, a nie z ludźmi.

Zaskakuje Cię, że "Niebo" to wasz najpopularniejszy skecz? Tutaj Twoja wizja doprowadzona jest do absurdu, Polacy-cwaniacy zaczynają manipulować Świętym Piotrem i Lucyferem...
Widzimy, że gdy Radek wychodzi przebrany za Boga i zaczynamy grać "Niebo", na widowni jest szał. Czujemy się jak na Beatlesach. Wiedziałem, że ten skecz może być ciekawy, bo miał fajnie poprowadzoną historię...

W końcu jesteś historykiem z wykształcenia.
Tak, i staram się takie edukacyjne wątki czasem poprzemycać, na przykład kilka ważnych dat, które się właśnie w tym skeczu pojawiają. Może młodzi ludzie dzięki temu lepiej je przyswoją, tym bardziej że niejednokrotnie znają nasze skecze na pamięć. A nawet nas wyprzedzają i gdy zaczynamy "Niebo", to pod sceną już ktoś mówi pierwsze zdanie, zanim my jeszcze zaczniemy.

Możecie oszczędzić na suflerze...
Czasami to przeszkadza, ale doceniamy, że ludzie umieją to na pamięć. Co ciekawe, "Niebo" nagrywaliśmy cztery razy i po pierwszych dwóch wersjach nie było jakiejś wyjątkowej reakcji. Przy trzeciej zdarzyła nam się improwizacja i to, co się wydarzyło na scenie, zostało stworzone na żywo, mimo to, że nagrywaliśmy program na DVD. Kabaret nie może szyć wszystkiego na miarę, musimy się bawić tym, co robimy. Cały czas chcemy się zaskakiwać na scenie, bo nie może być tak, że ktoś przyjdzie na Neo-Nówkę drugi raz i usłyszy dokładnie to samo, co przedtem.

Zastanawiałem się, kim byłby Roman Żurek, gdyby nie trafił na scenę kabaretową. Z Twojej biografii wynika, że nauczycielem.
Nie wiem, czy wytrzymałbym długo, bo to jest miły zawód, ale wypalający. Bardzo szanuję wszystkich nauczycieli...

Skecz "Rada pedagogiczna" tego szacunku raczej nie ujawnia.
Pokazujemy w nim raczej instytucję rady pedagogicznej i jej sztywny charakter, gdzie nie ma miejsca na jednostkę. W szkole, poprzez narzucone odgórnie schematy, idzie się według programu, który trzeba zrealizować.

Tym skeczem zamknąłeś sobie chyba drogę do zawodu. A przynajmniej sympatię wszystkich dyrektorów.
Miałem bardzo fajną szkołę, w której takie rzeczy się nie zdarzały, ale mam kontakty z różnymi ludźmi i wiem, że są placówki, w których pani dyrektor trzyma wszystkich i wszystko za mordę. W takich realiach zabijana jest chęć współpracy i tworzenia. Nauczyciele ciężko pracują, kształcą młode społeczeństwo, które po latach pokaże prawdę o naszym kraju. To przykre, że po kilku latach pracy się wypalają, i później po prostu odwalają to, co muszą i resztę mają w pompie. Oczywiście nie wszyscy, ale to jest problem, który dotyczy wielu przedstawicieli tego zawodu. Czują się skrępowani, bo właśnie siedzenie na radach pedagogicznych to jest jakiś obłęd: mówimy kilka godzin o rzeczach, które można byłoby załatwić trzema zdaniami.

Czyli jednak jakieś osobiste doświadczenia w tej materii masz.
Gdy zaczynałem pracę, trafiłem do gimnazjum, które było PRL-em w pigułce. Dyrektor był jak Fidel Castro: przemawiał tak długo, że rady zaczynające się o 16 kończyły się koło 22, a było ich kilka w miesiącu. W efekcie nauczyciele byli jak lemingi snujące się za dyrektorem i jego zaufanymi ludźmi. Tak samo jest zresztą w hierarchii urzędowej, gdzie jest burmistrz lub wójt i jego świta - co pokazaliśmy w programie "Nasza gmina". Karierowicze nie mają żadnych hamulców, bo wiedzą, że nie mają żadnej realnej opozycji i to chyba też specyfika naszego kraju.

Na koniec wróćmy do pierwszego tematu naszej rozmowy. Jak ewentualny wybór Kaczyńskiego czy Komorowskiego wpłynie na satyryków?
Jeśli wygra Bronisław Komorowski, to kabaret pozostanie w stanie uśpienia i marazmu. Natomiast zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego i jego dojście do władzy da wielu kabareciarzom pożywkę, by powrócić do tematów politycznych.

Dla was też?
My ten temat już mocno przerobiliśmy. Raczej wolałbym, żeby rządzący potrafili się dogadać. To jest coś, czego mi w Polakach ewidentnie brakuje.

Roman Żurek - absolwent historii, studiował też psychologię, ukończył także szkołę podchorążych. Od 2000 roku pisze teksty i występuje z kabaretem Neo-Nówka, założonym w czasach studenckich we Wrocławiu. Występuje w nim do dziś, wspólnie z Radosławem Bieleckim i Michałem Gawlińskim. Największy rozgłos przyniosła mu kabaretowa rola pani Janiny, "moherowej" zwolenniczki Jarosława Kaczyńskiego.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto