To miał być zasłużony wypoczynek dla grupy 70 dzieci. Marzenia o beztroskim bieganiu po plaży, kąpielach w morzu i zwiedzaniu polskiego wybrzeża szybko zmieniły się w... ból brzucha, wymioty i czerwone krosty. Uczniowie, którzy wyjechali na kolonię organizowaną przez urząd miejski w Obornikach do Jarosławca, wrócili z wakacji z chorobą bostońską.
Dzieci na kolonię wyjechały w środę, 18 lipca. Po kilku dniach pojawiły się u nich pierwsze objawy choroby. Koloniści mieli mieć wysypkę na dłoniach, stopach oraz w jamie ustnej. Do tego doszedł ból brzucha, gorączka, wymioty i biegunka.
- Nikt nas nie poinformował o tym, że nasze dzieci chorują. O wszystkim dowiedziałam się od syna. W rozmowie telefonicznej mówił mi, że mają zakaz opowiadania o tej sytuacji rodzicom - mówi Katarzyna Tomczak, mama jedenastolatka.
Zarzuty odpierają organizatorzy koloni. - Rodzice ostatnich dzieci u których pojawiły się objawy choroby, zostali o tym powiadomieni, nikt tego nie ukrywał. Natomiast mama, która ma pretensje, dowiedziała się o wszystkim dzień później - wyjaśnia Krzysztof Nowacki, rzecznik prasowy urzędu miejskiego w Obornikach.
Zdaniem rodziców to opiekunowie wyjazdu przyczynili się do rozprzestrzenienia choroby wśród dzieci. - Jedna z opiekunek miała przypadek tej choroby w swoim przedszkolu, zatem powinna wiedzieć jak w takich sytuacjach postępować. W warunkach panujących na koloni dzieci zarażały się od siebie. W jednym pokoju spały te zdrowe jak i te, które już zachorowały - twierdzi mama Sebastiana, który wrócił do domu z objawami bostońskiej choroby.
Zdaniem mamy chłopca kolejne dzieci zachorowały podczas wycieczki na wydmy. - Pojechało tam 30 dzieci z całej koloni. Gdy dojechali na miejsce okazało się, że kolejna grupa jest chora. Zamknięto je wówczas w klimatyzowanym autobusie i kazano czekać. Inni zaś poszli zwiedzać, gdy wrócili kolejne osoby były już chore, a wśród nich mój syn - opowiada Katarzyna Tomczak.
- Gdy pojawiła się informacja o zachorowaniu jednego z dzieci, od razu powiadomiono jego babcię i zapytano czy może je odebrać z kolonii. Gdy załatwialiśmy transport, wysypka zaczęła się pojawiać u kolejnych uczestników wyjazdu. W sumie kierowca zwiózł z kolonii pięcioro osób. Jedna z wychowawczyń miała do czynienia z wysypką u siebie w przedszkolu, wspólnie z lekarzami zdiagnozowała grypę bostońską - tłumaczy Krzysztof Nowacki.
W raz z upływem dni objawy choroby pojawiały się u kolejnych dzieci, dlatego zdecydowano się skrócić kolonię o dwa dni. - Nikt nie umiał nam powiedzieć o której godzinie wrócą nasze dzieci. Czekaliśmy na nie od 19 do 21:15. Gdy dzwoniłam do opiekunki, żeby się dowiedzieć gdzie jest mój Sebastian, to była niemiła i wredna. Przecież miała obowiązek udzielenia mi takich informacji. Nic nie chciała tłumaczyć - twierdzi mam jedenastoletniego chłopca.
Niedostateczne informowanie, narażanie dzieci na zakażenie chorobą i niekompetencja opiekunów to zarzuty, które stawia organizatorom wyjazdu mama jednego z uczestników koloni do Jarosławca.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?