Zabrzanie ostatnie zwycięstwo odnieśli 5 sierpnia, nic więc dziwnego, że ostro natarli na Lecha. Nasi piłkarze na początku meczu nie potrafili sobie poradzić z wysokim pressingiem gospodarzy. Nie minęło jeszcze pięć minut, a Górnicy dwa razy groźnie strzelali na bramkę Putnocky’ego. Słowak popisał się jednak świetnymi interwencjami najpierw po główce Dani Suareza, a potem do bezpośrednim uderzeniu z rzutu rożnego. W odpowiedzi przestrzelił Kamil Jóźwiak. Uderzył tuż obok słupka.
Niestety chwilę później nasi obrońcy się znów zagapili. Janicki przegrał główkę, Wasilewski zamiast pilnować Jimeneza patrzył na spadającą piłkę. Był źle ustawiony i Hiszpan to z zimną krwią wykorzystał. Strzelił płasko, obok Putnocky’ego i było 1:0.
Po stracie gola Lech był przez kilka minut oszołomiony. Ocknął się po kwadransie. Amaral podał do Gytkjaera, ale Duńczyk naciskany przez Suareza uderzył bardzo niecelnie. Potem jednak akcje Kolejorza były coraz składniejsze. Niestety kilka dobrych kontr zostało zmarnowanych przez nonszalanckie podania. Konkretniejszy był Górnik. W 24 min. kibice jęknęli z zawodu, gdy Angulo dopadł do płaskiego zagrania z lewego skrzydła i uderzył tuż obok bliższego słupka.
Dobre sytuacje miał też Lech. Bardzo dobrze wyglądała współpraca na lewej stronie Kostewycza z Jóźwiakiem. Młody skrzydłowy zmarnował jednak najpierw doskonałą sytuację w 35 minucie, kiedy podawał mu Amaral i tuż przed przerwą, kiedy aż prosiło się, by strzelił lewą nogą. Próbował podcinać prawą i Loska mógł odetchnąć z ulgą. Bramkarz Górnika miał tylko problemy ze strzałem z dystansu Pedro Tiby. Celnie uderzał też przed przerwą Amaral, ale za to uderzenie Portugalczyka nie można było pochwalić, bo Lech wyszedł z kontrą, na bramkę Górnika pędziło aż pięciu jego kolegów i tę akcję trzeba było rozegrać dużo lepiej. Poznaniacy nie grali źle, ale w ich akcjach brakowało kropki nad i.
Druga połowa znów rozpoczęła się znakomicie dla Górnika. Szymon Żurkowski przejął piłkę na środku boiska po stracie Raduta, podciągnął z nią kilka metrów i zdecydował się na uderzenie z ponad 30 metrów! To był atomowy strzał. Piłkę zmierzającą w górny róg zdołał musnąć Matus Putnocky, ale nie na tyle, by odbić ją do boku. To prawdopodobnie będzie bramka kolejki.
Lech „złapał” kontakt w 55 minucie. Na listę strzelców wpisał się Tiba, który centrował do Gytkjaera. Nikt jednak nie zdołał trącić piłki i wpadła ona do siatki obok zaskoczonego Loski. Ten gol uskrzydlił Kolejorza. Nasi piłkarze znów zaatakowali z odwagą i między 60 a 65 minutą, mieli trzy dobre sytuacje na wyrównanie.
Trzeciego gola mógł też strzelić Górnik, Putnocky jednak świetnie spisał się broniąc strzał głową Zapolnika. W 77 min. Lechici w końcu dopięli swego. Kostewycz przedzierał się w pole karne, poradził sobie z trzema rywalami, gdy miał przed sobą już tylko bramkarza strzelił prawą nogą nie do obrony.
Lech wrócił do gry i widząc, że Górnik gaśnie w oczach starał się zadać jeszcze jeden cios. Nie udało się, ale za walkę w tym meczu należą się podopiecznym Ivana Djurdjevicia brawa.
Szymon Grabowski: Miejsce Lechii jest w ekstraklasie, Arki również
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?