POMOC BLIŹNIEMU
Ksiądz Łukasz urodził się w Ryczywole i tam też spędził swoje lata dzieciństwa. Choć jego życie od samego początku nie było usłane różami, trzymał się twardo wartościami, które wpoiła mu rodzina. To nimi stara się kierować na co dzień.
Nigdy nie należał do spokojnych dzieci. Jak większość nastolatków okres dojrzewania przechodził bardzo burzliwie. Marzył, by zostać lekarzem bądź pielęgniarzem. Zadecydowało sumienie, które podpowiadało aby wstąpić do seminarium. Tak też się stało ...
- Decyzję o wstąpieniu do seminarium podjąłem dopiero pod koniec maturalnej klasy. Tak czułem, a moim mottem było służyć drugiemu człowiekowi. Teraz można powiedzieć, że jestem lekarzem dusz, więc jestem w pełni usatysfakcjonowany - mówi ks. Łukasz
Dotychczas pełnił posługę w Środzie Wielkopolskiej, Lubaszu i Konarzewie. W tej przedostatniej parafii doszło zdarzenia, które miało znaczący wpływ na dalsze losy i decyzje księdza. Miał wypadek samochodowy, w wyniku którego doszło do stłuczenia pnia mózgu.
- W wieku 28 lat doświadczyłem tego, co doświadczają ludzie starsi: niemożności zrobienia nic. I to że żyję i funkcjonuję to zasługa Matki Boskiej Lubaskiej i tych ludzi, którzy stanęli przy mnie po wypadku - opowiada.
Nie chodził i nie mówił ... Długie modlitwy, codzienna rehabilitacja i samozaparcie przyczyniły się do tego, że znowu stanął na nogi. W sierpniu 2011 roku trafił do Obornik, gdzie spotkał się z dużą sympatią, zwłaszcza wśród młodego pokolenia. Jak wspomina, przyjęcie było bardzo serdeczne.
- Ujmuje mnie człowieczeństwo, jakie ksiądz proboszcz tutaj przekazuje i pokazuje: jak być naprawdę dobrym księdzem, jak patrzeć na drugiego człowieka, który jest pogubiony, jak mu pomagać. Twierdzę, że jestem księdzem dla ludzi a nie odwrotnie - dopowiada.
Wybuch pandemii wzbudzał w księdzu rozmaite emocje. Początkowo było to nawet zwątpienie w to, czy koronawirus w ogóle istnieje i czy faktycznie jest tak groźny dla naszego życia, jak podawały media. Wszystko zmieniło się, gdy rozpoczął pracę wolontariusza na oddziale covidowym. Widok jaki zastał, przeszło jego wszelkie wyobrażenia. Ból, cierpienie i śmierć tak wielu osób w jednym czasie ...
- Wszyscy mówiący to, że koronawirusa nie ma zapraszam na oddział covidowy. Wszystkich pracujących na tych oddziałach nie ubiera się w te kombinezony dla frajdy na taką ilość godzin ... Przeraża mnie to, że ludzie potrafią tak hejtować ludzi, którzy oddają się pomocy tym ciężko chorym, wręcz umierającym tylko dlatego, że tam pracują. Uważam, że jest to obrażające. Na własne oczy widziałem lekarzy i pielęgniarki, którzy walczyli o życie. Przed oczami mam cały czas twarz mężczyzny, którego namaszczałem na oddziale covidowym, po czym później chowałem jego żonę a za cztery dni jego samego, ból tych dzieci - nie do opisania ... - opowiada ksiądz Łukasz.
Duchowny nie ukrywa, że śmierć jest obecna przez całe jego życie. Gdy przyszedł na świat - umarła jego matka, 15 lat później w tym samym miesiącu zmarł tata. - Gdyby nie wiara i pomoc bliskich to nie poradziłbym sobie z tym - dopowiada.
Kapłan pomaga na izbie przyjęć przy pacjentach, którzy zgłaszają się do testów na COVID – 19. Pracuje także przy pacjentach już przebywających na oddziale covidowym, wykazując się dużym zaangażowaniem, odwagą i sercem w to, co robi. Impulsem do działania były słowa, które usłyszał w telewizji: "Ludzie umierający tam są samotni", stwierdził, że musi pomóc mimo szeregu chorób współistniejących.
Dziś nie wyobraża sobie, że miałoby być inaczej. Nie planuje niczego, nie mówi, że "będzie dobrze". Ma za to nadzieję, że wrócimy jeszcze do normalności a pierwszym krokiem w tym kierunku są szczepienia.
Nowi ministrowie w rządzie Donalda Tuska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?