Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ania Karbowniczak była naszym wzorem dziennikarza. Żegnaj Koleżanko...

Magda Prętka
Magda Prętka
Anna Karbowniczak przez 10 lat związana była z "Głosem Wielkopolskim", tygodnikiem "Chodzieżanin" oraz portalem internetowym chodziez.naszemiasto.pl. Była naszym wzorem dziennikarza
Anna Karbowniczak przez 10 lat związana była z "Głosem Wielkopolskim", tygodnikiem "Chodzieżanin" oraz portalem internetowym chodziez.naszemiasto.pl. Była naszym wzorem dziennikarza
Anna Karbowniczak zginęła tragicznie w czwartek, 3 września, w przeddzień swoich 35. urodzin. Była dziennikarką „Głosu Wielkopolskiego”, portalu internetowego chodziez.naszemiasto.pl oraz tygodnika regionalnego „Chodzieżanin”. Przede wszystkim jednak była naszą Koleżanką. Taką, której się nie zapomina…

Śmiała się, że połowa życia już za nią. Ale po chwili dodawała: ta druga połowa będzie jeszcze lepsza. W czwartkowe popołudnie, 3 września Ania Karbowniczak została śmiertelnie potrącona podczas przejażdżki rowerowej. Na kolarzówkę wsiadała w każdej wolnej chwili. Turystyka rowerowa, tuż obok dziennikarstwa, stała się jej życiową pasją. Mówiła, że Chodzież, w której mieszkała od urodzenia, a także najbliższa okolica, widziane z perspektywy dwóch kółek, są jeszcze piękniejsze. Nie raz dzieliła się zresztą tym pięknem z Czytelnikami i Czytelniczkami „Chodzieżanina”. O pełnym uroku regionie pisała na portalu. Mimo, że przygodę z dziennikarstwem zaczynała od papieru, bardzo szybko odnalazła się w nowym medium. Była zresztą naszym wzorem dziennikarza internetowego.

- Pamiętam, gdy 10 lat temu po raz pierwszy weszła do redakcji „Chodzieżanina”. Piękna, długowłosa blondynka. Szukała pracy, a my akurat szukaliśmy dziennikarza. Mieliśmy wtedy 3 kandydatów, lecz Ania wyróżniała się na ich tle solidnością, skrupulatności, a do tego ogromną skromnością – wspomina Bożena Wolska, redaktor prowadząca tygodnik „Chodzieżanin”.

Dla Ani nie było tematów trudnych, niemożliwych do zrealizowania. Potrafiła zerwać się w nocy, by jako pierwsza zdać relację z wypadku lub pożaru, a potem – mimo zmęczenia i niewyspania – z szerokim uśmiechem na twarzy zajrzeć na warsztaty do ośrodka kultury lub przeprowadzić wywiad z lokalnymi gospodyniami. Człowiek i jego sprawy były dla niej najważniejsze. Do każdego podchodziła z szacunkiem, nigdy nikogo nie oceniała, zawsze wysłuchiwała obu stron. Nigdy też nie nadawała swoim tematom priorytetów. Z niezwykłą rzetelnością i starannością informowała zarówno o wydarzeniach chodzieskiej polityki oraz sprawach kryminalnych, jak i o projektach społecznych, sukcesach sportowców – amatorów, imprezach, czy małych – choć dla niej tak samo ważnych – problemach mieszkańców i mieszkanek. Była wszędzie tam, gdzie coś się działo. A dla Ani każde wydarzenie było istotne.

Uosabiała sobą wszystko, co w zawodzie dziennikarza najważniejsze – odwagę, upór w docieraniu do prawdy, ciekawość świata. I chociaż z pozoru wydawała się bardzo delikatna, niezwykle krucha, w istocie drzemała w niej wielka siła.

- Kiedy postawiła przed sobą jakiś cel, nie było mowy o tym, aby go nie zrealizowała. Podziwiałem ją za siłę charakteru, pracowitość, ambicję. Gdy zafascynowała się kolarstwem, oddała mu się bez reszty. Pilnowała diety, liczyła kalorie, dbała o siebie. Bardzo szybko zaczęła osiągać wyniki, które na początku wydawały się jej zbyt wysoko zawieszoną poprzeczką. Przecież nigdy wcześniej nie była związana ze sportem. Ale Ania, tak jak w pracy, tak i w życiu osobistym, nie uznawała półśrodków. Wszystko robiła na 100 procent – wspomina Martin Nowak, kolega z redakcji.

Kiedy się śmiała, śmiał się cały świat. Zarażała innych optymizmem, pogodą ducha. Gdy w czasie społecznej kwarantanny przenieśliśmy się z redakcji do „domowych biur”, Ania nie raz zawstydzała nas swoją kreatywnością. Wychodząc z założenia, że tematy leżą na ulicach, przy zachowaniu wszelkich zasad ostrożnościowych, ona faktycznie na ulice wychodziła. Fotografowała Chodzież w czasie pandemii, pisała o tym, jak z nową rzeczywistością radzą sobie jej mieszkańcy i mieszkanki. Odwiedzała przedsiębiorców. Inspirowała nas. Zawsze powtarzała, że być tam, gdzie dzieje się coś ważnego – tam, gdzie jest trudno, to nie tylko jej praca, ale przede wszystkim obowiązek.

Razem z Jakubem Czekałą – dziennikarzem z Nowego Tomyśla, studiowaliśmy z Anią na jednym roku. Na uczelni zawsze pojawiała się pierwsza. Każdego dnia dojeżdżała z Chodzieży do Poznania pociągiem. Nie opuszczała zajęć nawet zimą. Mimo, że była skrytą osobą, bardzo spokojną, opanowaną, równocześnie cechowała się wielkim poczuciem humoru. To zresztą nigdy się u niej nie zmieniło. Serdeczność i ogromna życzliwość, jakie w sobie pielęgnowała sprawiały, że bardzo szybko zjednywała sobie ludzi. Żartowaliśmy, że Ania podzieli się z drugą osobą śniadaniem nawet wtedy, gdy nie zabierze go z domu. Po prostu taka była. W każdej chwili gotowa pomóc. Gdy przed bodaj najważniejszym egzaminem na studiach, u prof. Wachowskiego z trudem radziliśmy sobie z emocjami, Ania z właściwym sobie spokojem mówiła: będzie dobrze, najwyżej spotkamy się na poprawce we wrześniu. Dodawała otuchy.

Tylko w tym roku przejechała na rowerze 16 tysięcy kilometrów. Gdyby była teraz z nami powiedziałaby zapewne: za mało! co to za wynik? Ale znając Anię, kręci już kolejne kilometry razem ze Stanisławą Szozdą, Zenonem Czechowskim i z uwagą wsłuchuje się w ich opowieści. Kiedyś jeszcze o tym napisze… Żegnaj Aniu...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto