Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dwuletnia Zoe walczy z niebezpiecznym nowotworem oka

Szymon Filipowski
Szymon Filipowski
Zoe Rzepecka ma dopiero dwa latka. Jej imię oznacza "życie" i nic nie wskazywało na to, że dziewczynce przyjdzie w tak wczesnym wieku walczyć. Miesiąc temu rodzice dwulatki, na dzień przed jej urodzinami, zauważyli w jej prawym oku odblask światła – źrenica była zupełnie biała. Zaniepokojeni rodzice z czystej ciekawości szukali odpowiedzi na zagadkowe znamię w internecie. Ku ich zaskoczeniu okazało się, że to zjawisko może być symptomem wielu chorób. Rodzice w trybie natychmiastowym udali się do okulisty z nadzieją, że ich córce nie grozi nic złego ...

Dziewczynka po wizycie u okulisty została skierowana na dalsze badania. Niestety potwierdził się najgorszy scenariusz ...

- Tak, mamy dziecko chore na nowotwór złośliwy. Tak, może umrzeć, stracić oko lub co najmniej wzrok. Otrzymaliśmy pilne skierowanie do szpitala na kolejne badania i kilka dni później, kiedy nasi znajomi odpowiedzialnie zostali w domach, my gnaliśmy do szpitala na drugi koniec kraju, żeby ratować córeczkę - opowiada mama Zoe.

Pierwsza wizyta na oddziale onkologicznym wywołała skrajne emocje. Miejsce, które nie powinno istnieć. Dzieci, które powinny w tym momencie swojego życia bawić się, cieszyć się nim - toczą walkę z najcięższą chorobą. W Polsce od kilku lat w przypadku siatkówczaka stosuje się chemioterapię dotętniczą. Taką, która celuje bezpośrednio w nowotwór. Bardzo skuteczną.

- To był tydzień, w którym żyliśmy pomiędzy “guz jest duży i rozsiany w oku”, a "Zoe czeka bardzo skuteczna terapia i ma szansę na uratowanie wzroku”. Przeczytaliśmy setki artykułów o wyjątkowej skuteczności leczenia wspomnianą metodą. Byliśmy optymistami, niestety do czasu... - opowiadają rodzice.

Niestety, budowa anatomiczna Zoe i ułożenie tętnic spowodowały, że podanie najskuteczniejszej możliwej terapii stało się niemożliwe. Jeszcze tego samego dnia lekarze zdecydowali o podaniu chemioterapii ogólnej. Tej, która nie trafia bezpośrednio do siatkówczaka, tylko obciąża cały organizm.

-Mamy szansę uratować życie Zoe, być może też gałkę oczną. Wzroku w prawym oku – prawie na pewno nie…
Nasza córka wciąż widzi. Biega, wspina się na wszystko, co tylko nadaje się do wspinaczki – i na to, co się nadaje mniej, też. I to boli nas najbardziej – świadomość, że przyjdzie dzień, w którym zostanie podjęta decyzja o usunięciu oka, które wciąż mogłoby widzieć. Dlatego chcemy dać naszej córeczce największe możliwe szanse w walce z nierównym przeciwnikiem, chociaż zdajemy sobie sprawę, że jest to starcie Dawida z Goliatem… - mówią zatroskani rodzice.

Pojawiła się możliwość leczenia w Stanach Zjednoczonych, gdzie skomplikowana budowa tętnic nie jest przeszkodą w podawaniu chemii bezpośrednio do guza. Niestety, barierę w tej sytuacji stanowią ogromne koszty leczenia.

- Wciąż czekamy na dokładny kosztorys, ale wiemy z doświadczenia innych maluchów, które poleciały do USA po ocalenie, że sama terapia to wydatek ok. miliona złotych, nie licząc kosztów przelotu i innych rzeczy, za które trzeba w Stanach zapłacić. Nogi się pod nami ugięły, bo skąd wziąć w krótkim czasie taką kwotę? Musimy liczyć na cud - zdradza Ola i Patryk.

Aby wspomóc zbiórkę dla Zoe wystarczy wpłacić dowolny datek na stronie TUTAJ
Dzięki naszej pomocy dziewczynka może jeszcze wrócić do zdrowia!

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oborniki.naszemiasto.pl Nasze Miasto