Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia podróżniczki, która w sześć lat zwiedziła świat ze swoją córką [ZDJĘCIA]

Redakcja
Joanna Nowak to podróżniczka, która w najtrudniejszym momencie swojego życia spakowała swój dobytek w plecak i wyruszyła w podróż. Nie była sama. Towarzyszyła jej 20-miesięczna córka Gaja. W niedzielę 24 lipca przyjechała do Obornik, aby opowiedzieć historię swojej trwającej sześć lat podróży.

Spotkanie z podróżniczką Joanną Nowak z Obornickim Ośrodku Kultury

W niedzielę 24 lipca Joanna Nowak, blogerka i podróżniczka spotkała się z mieszkańcami Obornik. Podczas spotkania w sali kameralnej ośrodka podzieliła się swoimi doświadczeniami i zdradziła najbardziej zaskakujące historie z trwającej sześć lat podróży.

Historia podróżniczki, która w sześć lat zwiedziła świat ze swoją córką

Ta historia rozpoczęła się w 2014 roku. 6 maja Joanna Nowak razem ze swoją wówczas 20 miesięczną córką Gają wsiadła do samolotu i poleciała do Peru.

- Wsiadłyśmy do wielkiej białej maszyny, która zabrała nas na drugą stronę świata. Gdy z okna samolotu zobaczyłam swoich rodziców, którzy stawali się coraz mniejsi popłakałam się ze strachu. Właśnie trąciłam pierwszą kostkę domina - opowiadała podróżniczka.

Matka z córką wysiadły w Peru. Zatrzymały się u swojej znajomej, którą Joanna poznała podczas swoich dawnych wypraw. Jak się chwilę później okazało nie było to wymarzone miejsce na podróż. Narkotyki, porwania, przestępstwa - działy się każdego dnia na ulicach tego kraju.

- Miałam wrażenie, że trafiłam do telenoweli. Widziałam niepokojów w oczach Kaliny, u której mieszkałyśmy, dlatego pewnego dnia zapytałam ją czy mam się wyprowadzić. Okazało się, że właśnie tego chciała - wyjaśnia Joanna.

Nie mając gdzie się podziać, Joanna zwróciła się o pomoc do ambasady. Tam skierowano ją do kobiety, która doskonale mówiła po polsku, była absolwentką krakowskiego uniwersytetu.

- Nad naszym łóżkiem wisiał kalendarz, na którym znajdowało się zdjęcie naszego krakowskiego kościółka. Odebrałam to jako dobry omen - zdradza blogerka.

Joanna planowała kupić busa tzw. ogórka. Jednak spotkani po drodze mechanicy uświadomili ją, że nie będzie to najlepszy pojazd na górską wyprawę. Z kolei na inny nie było jej stać. Powoli zaczęło do niej docierać, że z tej podróży nic nie będzie.

- Gdy zaczęłam już opłakiwać nasz powrót do domu, gdy zaczęłam sobie tłumaczyć, że się nie udało się ale przynajmniej próbowałam, to spotkałam kolejną wspaniałą osobę na swojej drodze - opowiada kobieta.

Z pomocą Joannie i jej córce przychodziły poznane w podróży osoby

Był to Andrzej Piętowski, polski kajakarz. Prowadził on w Peru wakacyjny kurs języka angielskiego. Joanna Nowak jako wolontariuszka uczyła w prowadzonej przez niego szkółce.

- Ciągle otwierały się przed nami nowe drzwi - zdradza.

Wiązało się to jednak z niemałymi problemami. Zajęcia odbywały się w wiosce znajdującej się wysoko ponad poziomem morza. Przebywanie tam Joanny z Gają musiało zostać poprzedzone kilkudniowym zaklimatyzowaniem się.

- Codziennie rano jeździłam z Gają za wulkan. Szykowałam dla nas kanapki i herbatę z cytryną. Cały dzień chodziliśmy po tym księżycowym krajobrazie. Gdy już zmarzłyśmy, łapiąc stopa wracałyśmy na bezpieczną wysokość 2700 metra. Kiedy uznałam, że jesteśmy już dobrze zaaklimatyzowane wyruszyłyśmy w drogę. Gaja była jedyną osobą, u której nie objawiła się choroba wysokościowa, nie zwymiotowała - opowiada podróżniczka.

Gaja towarzyszyła mamie także podczas prowadzonych lekcji. Siadała w ławce z innymi i zajmowała się swoimi sprawami.

- Ameryka Południowa samotnymi matkami stoi. Gaja była przy mnie cały czas. Nauczyciele jeździli na wycieczki po okolicy. Tam uczyłam się podróżowania z dzieckiem. Znałam już te miejsca, które odwiedzaliśmy, więc skupiałam się tylko na dziecku. Jednego dnia zabrałam za mało pampersów, kolejnego zabrakło mi jedzenie. Nie byłam tam jednak sama, mogłam liczyć na pomoc innych. Z każdego dnia wyciągałam wnioski - zdradza.

Wyprawa Joanny i Gai do Peru miała trwać 3 miesiące. Zbliżał się moment powrotu do domu, gdy kobieta nabrała przekonania, że jest w stanie podróżować z małym dzieckiem.

- Pewnego dnia poprosiłam Gaję, aby spojrzała w niebo. Pokazałam jej samolot odlatujący do Polski. Nie było nas na jego pokładzie. Właśnie wtedy zaczęłyśmy naszą przygodę, która nie wiedziałam dokąd nas zaprowadzi. Wiedziałam jednak, że nie można odkładać marzeń - opowiada podróżniczka.

Joanna miała jedno wielkie marzenie. Chciała pokazać Gai pewne miejsce w Andach, Machu Picchu. Gdy odpowiednio przygotowała się do wyprawy, ruszyła w drogę.

- Kiedy stałyśmy w sercu And spełniło się moje marzenie. Wówczas zaczęłam się zastanawiać czy spełniło się czy to ja je spełniłam. Wówczas pomyślałam, że chce więcej, chce spróbować pokazać Gai świat - opowiada

.

Joanna w podróż ruszyła z 40 kilogramowym plecakiem. Spakowała do niego wszystko, co zabrałaby przysłowiowa "Matka Polka". Okazało się jednak, że ten ciężar jest za duży. Podróżniczka nosiła również swoją wówczas niespełna dwuletnią córkę.

- Przeniosłam Gaję przez świat - zapewnia. - Musiałem zatem zredukować ciężar swojego plecaka. W pierwszej kolejności rozdałam leki, które zabrałam ze sobą. Okazało się, że moja córka nie potrzebuje 10 pajacyków, a wystarczą jej dwa. Zdecydowanie bardziej wolałam widzieć swoje dziecko w poplamionym ubranku, niż nadal niszczyć swój kręgosłup - mówiła.

Z Ameryki do Azji

Gdy Gaja mogła coraz to dłuższe trasy pokonywać na własnych nogach, podróżniczki poleciały z Ameryki do Azji. Tam kontynuowały swoją podróż. W ciągu trwającej sześć lat wyprawy odwiedziły m.in. Belize, Salwador, Gwatemala, Meksyk, Tajlandię, Singapur. Indonezję, Filipiny, Tongo, Kazachstan, Emiraty Arabskie, Sri Lankę.

Podróż Joanny i Gai przerwała pandemia. Rozprzestrzeniający się po świecie koronawirus zmusił je do powrotu do Krakowa, do rodziców.

- Ta podróż miała wiele wymiarów. Gdyby nie ta podróż nie spędziłybyśmy czasu w buddyjskim klasztorze na nauce medytacji, gdyby nie ta podróż nie świętowałybyśmy naszego chrześcijańskiego święta zmarłych w najpiękniejszym do tego miejscu. Gdyby nie ta podróż nie poznałybyśmy tylu wspaniałych ludzi, którzy zapisali się głęboko w naszych serduchach. Dlatego jak patrzę na mapie, oprócz miejsc, nazw miejscowości, widzę twarze ludzi, których tam poznałyśmy - puentowała kobieta.

od 12 lat
Wideo

echodnia.euNowa fantastyczna atrakcja w Podziemnej Trasie Turystycznej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oborniki.naszemiasto.pl Nasze Miasto