MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

POZNAŃ - Śledczy sprawdzają, co się działo wokół zakładu protez

Łukasz Cieśla
Sławomir Seidler
Czy prywatyzowane niedawno Poznańskie Zakłady Sprzętu Ortopedycznego miały upaść, a produkcja zostać przeniesiona do innego miasta? Być może wyjaśni to prokuratorskie dochodzenie.

Śledczy zainteresowali się losem zakładów wskutek doniesienia złożonego przez nowego właściciela. Została nim Poznańska Wyższa Szkoła Biznesu reprezentowana przez Tomasza Sworowskiego. Kupiła od Skarbu Państwa większościowy pakiet udziałów. I to Sworowski złożył doniesienie do prokuratury. W jego opinii przez ostatnie miesiące grupa osób podejmowała działania zmierzające do upadku firmy o 90-letniej tradycji. Kto, według niego, szkodził zakładom?
Do tej grupy zalicza odchodzącego niebawem prezesa PZSO, podległego mu szefa produkcji oraz urzędników z Ministerstwa Skarbu Państwa. Wskazuje też na to, że przejęciem zakładów były zainteresowane prywatne firmy z branży ortopedycznej.

– W ostatnich tygodniach, czyli tuż przed przejęciem przez nas zakładów, wykonywane były zaskakujące ruchy kadrowe. Dostawałem ustne i pisemne sygnały od pracowników, że są zastraszani i namawiani do odejścia z zakładu. Dokąd? Nazwa nie pada, ale nieoficjalnie wiadomo, że chodzi o wzmocnienie konkurencyjnych firm – mówi Sworowski.

I dodaje, że strata choćby jednej osoby z dwunastu zatrudnionych na produkcji oznaczałaby poważne kłopoty dla zakładu. – Ci ludzi to rękodzielnicy, z wielkim doświadczeniem, których nie sposób zastąpić. Wytwarzane przez nich produkty to efekt własnoręcznej pracy, a nie taśmowej produkcji. Gdyby odeszli, firma nie byłaby w stanie sprostać zamówieniom.

Prezes PZSO Marek Basaj odrzuca zarzuty. – Jeżeli pan Sworowski twierdzi, że działałem na szkodę spółki, to są to oszczerstwa z jego strony. Nie będę jednak szczegółowo odnosił się do jego twierdzeń, bo nie zostałem upoważniony do kontaktów z mediami. Mogę jedynie powiedzieć, że nic nie wiem o rzekomym zastraszaniu pracowników czy namawianiu ich do odejścia z pracy – podkreśla Marek Basaj.

Pracowników PZSO nakłaniać do tego miał Piotr Korytowski, od lipca nowy szef produkcji. Sworowski nazywa go „człowiekiem prezesa do zadań specjalnych”.
– Nie uprawiam dywersji w zakładzie. Nikogo nie zastraszałem ani nie namawiałem do odejścia. Nie jestem też człowiekiem prezesa Basaja, bo pracę dostałem wskutek wygrania konkursu – zaznacza Korytowski. – Prawdą jest, że rozmawiałem z niektórymi osobami na temat ograniczenia godzin ich pracy bądź przejścia na własną działalność gospodarczą. Bo w ten sposób zmniejszylibyśmy koszty. Proszę zrozumieć, że nie wszystkie nasze produkty przynoszą zyski. Do niektórych, jak na przykład butów ortopedycznych, wręcz trzeba dopłacać.

Pracownicy PZSO nie kryją oburzenia taką argumentacją.
– Jeśli tak będziemy rozumować, to okazałoby się, że nasza działalność czy innych firm z branży jest z definicji nieopłacalna. A przecież istnieją prywatne zakłady i jakoś funkcjonują. Należy polepszyć zarządzanie, a nie sięgać po najprostsze środki, czyli pozbywanie się ludzi. To prosta droga do upadku firmy – argumentuje jeden z nich.

Ostatecznie żaden z pracowników nie stracił pracy. To efekt pisma wysłanego przez Sworowskiego do prezesa Basaja. Zażądał wstrzymania wszelkich ruchów kadrowych.

Sworowski uważa, że od momentu, kiedy zainteresował się PZSO, są mu rzucane kłody pod nogi. W zeszłym roku wygrał pierwszy przetarg na kupno zakładów. Resort skarbu go jednak unieważnił, powołując się na rzekome błędy formalne ze strony szkoły Sworowskiego. Ta złożyła doniesienie na urzędników do prokuratury oraz pozwała resort do sądu. Szkoła ponownie jednak złożyła ofertę i w lipcu kupiła zakłady. Wtedy, jak relacjonuje Sworowski, w zakładzie próbowano zredukować etaty produkcyjne.

Jaki byłby powód utrudniania życia Sworowskiemu? Sam zainteresowany stwierdza, że prawdopodobnie naraził się firmom z branży ortopedycznej zainteresowanym kupnem PZSO oraz resortowi skarbu. Ministerstwo, jak twierdzi Sworowski, miało faworyzować inny podmiot.

Dowodem ma być memorandum informacyjne dotyczące prywatyzacji PZSO. To dokument przygotowywany przez resort przed sprzedażą zakładów. Na jego początku znalazło się pismo od firmy Med-Patent z Warszawy, działającej w branży ortopedycznej. Dokument powstał przed sprzedażą zakładów i był skierowany do potencjalnych inwestorów zainteresowanych przejęciem nieruchomości należących do PZSO. A te są położone w atrakcyjnym miejscu Poznania, blisko dworca PKS.

Prezes Med-Patent poinformował, że jego firma jest zainteresowana nabyciem maszyn PZSO, zapasów, marki, przejęciem pracowników oraz umów z klientami oraz dostawcami. Nieruchomości miałyby pozostać przy inwestorze, który kupiłby zakład na aukcji. A ten zrobiłby z nimi, co mu się podoba.

Dlaczego oferta Med-Patent została umieszczona w materiałach przygotowanych przez resort? I czy świadczy to o specjalnych względach tej firmy w resorcie skarbu? Bo podobne pisma jak Med-Patent, słał do resortu skarbu Tomasz Sworowski. Ale jego oferta nie znalazła się w memorandum.

Prezes Med-Patent Maciej Byrt nie chciał komentować sprawy. Z kolei Maciej Wewiór, rzecznik resortu skarbu, stwierdził, że oferta szkoły nie znalazła się w memorandum, bo... nie była ona zainteresowana kontynuowaniem podstawowej działalności spółki. Ta opinia nijak ma się jednak do pisma szkoły wysłanego do szefa resortu jeszcze w zeszłym roku. Sworowski deklarował w nim chęć prowadzenia działalności zakładów oraz ich modernizację.

Med-Patent nie wystartował w aukcji na zakup PZSO. Z naszych informacji wynika jednak, że prowadził rozmowy z firmą doradczą DGA z Poznania. Z DGA negocjować miała też inna firma ortopedyczna – Pani Teresa Medica spod Wrześni.

Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że przejęcie poznańskich zakładów przez któryś z tych podmiotów, oznaczałoby zapewne zamknięcie produkcji w stolicy Wielkopolski. Ta mogłaby zostać przeniesiona albo do Warszawy, albo pod Wrześnię. Z PZSO pozostałaby prawdopodobnie co najwyżej nazwa.
– Rzeczywiście, wstępnie rozmawialiśmy z Med-Patent i Pani Teresa Medica na temat zainwestowania w PZSO. Bo to firma z tradycjami i sporym potencjałem rozwojowym – tłumaczy Andrzej Głowacki, prezes DGA. – Ale podczas aukcji reprezentowaliśmy wyłącznie siebie, a nie wspomniane podmioty. Być może potem zakłady zostałyby przejęte przez firmy z branży, a produkcja przeniesiona poza Poznań. To jednak nie było rozstrzygnięte.

Ostatecznie DGA nie kupiło zakładów, bo ofertę firmy przebiła na aukcji szkoła Tomasza Sworowskiego. Pomieszczenia jego uczelni sąsiadują z budynkami PZSO. Sworowski zapewnia jednak, że nie zamieni warsztatów na sale dydaktyczne.

Jako potwierdzenie tych słów pokazuje wspomniane już pismo wysłane przez niego do resortu skarbu. Prowadzenie produkcji obiecał także na piśmie związkom zawodowym.

– Zamierzam zwiększyć liczbę etatów produkcyjnych oraz utworzyć szkołę przyzakładową kształcącą specjalistów – deklaruje Tomasz Sworowski. – A zwolnienia w zakładzie, jeśli będą, to w administracji. Bo w tej chwili na 38 osób pracujących w zakładach, aż 26 zajmują osoby spoza produkcji.

od 7 lat
Wideo

Wyniki pierwszej tury wyborów we Francji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oborniki.naszemiasto.pl Nasze Miasto