Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Ludziom niewiele do szczęścia potrzeba, a oni ciągle szukają" - rozmowa ze Sławomirem Wesołkiem, znanym szewcem z Wągrowca

Alicja Tylkowska
Alicja Tylkowska
Szewstwo, to podobno wymierający zawód. Postanowiliśmy zatem zapytać "u źródła", jak to z tym zawodem jest. Poprosiliśmy o rozmowę znanego w Wągrowcu szewca, Pana Sławomira Wesołka.

Sławomir Wesołek - człowiek, dzięki któremu ludzie w butach chodzą. I to naprawionych! Profesjonalnie i niedrogo. Pan Sławomir ma swój mały zakład szewski "Trzewik" w Wągrowcu, przy ul. Reja 79c. Każdy, kto potrzebuje pomocy szewskiej, śmiało może odwiedzić Pana Wesołka. Ale naprawa butów, to nie jedyne zajęcie w zakładzie.
Poprosiliśmy zatem Pana Sławomira o krótką rozmowę

Od ilu lat jest Pan w zawodzie?
Od 15 roku życia, a mam 63 lata. To rodzinny biznes. Dziadek miał, później Tata, a teraz ja. Ale moi synowie już nie chcą dalej tego utrzymać, bo mówią, że to brudny zawód. Tylko dlatego. Zawód szewca jest wymierającym zawodem. Od wielu lat nie ma już uczniów. Ja dawniej kształciłem młodych. Ostatni mój uczeń, jak jechał na mistrza do Katowic, to z nim była tylko jedna dziewczyna. Parę lat temu - dwie osoby na całą Polskę. Wątpię, żeby ktoś teraz chciał na szewca się uczyć.

Szewc naprawia buty, ale Pan jest szewcem nie tylko od butów?
Nie. Buty oczywiście naprawiam, również zwężam, poszerzam, ale naprawiam też torebki i przy kurtkach coś zrobię. Paski też, na przykład klamry mam, spineczki do butów. Teraz, to ogólnie ludzie wolą chińszczyznę, niewielu naprawia. A ja dawniej buty nawet produkowałem! W tysiącach, na sklepy, albo na miarę komuś. Ogólnie wychodziło tak 5 par dziennie. Jedna para, to około dwie godziny. Na miarę, to już dłużej, około 2 dni. Dla siebie projektowałem też, a jak zrobiłem, no to miałem takie jedyne, nikt takich nie miał. Niestety, w latach 90-tych wszystko zaczęło upadać i to też upadło. Jeszcze trochę robiłem, ale przestałem, bo nie ma mi kto szyć cholewek. Jedyny człowiek, który zna się na robocie, ma teraz 96 lat, więc już nie uszyje.

Czyli ludzie wolą kupować nowe, tanie buty, niż naprawiać?
Tak, niestety wolą. A jak chcą lepsze, to już jadą do Poznania na zakupy, gdzie ceny kształtują się od 700 złotych do 1500 i więcej. Ja robiłem buty ze skóry i one były trwalsze. Nie takie liche, jak dzisiaj. To wytrzymywało wiele lat. A teraz spody takie lipne robią.

Czy jest Pan w stanie naprawić każdy but?
Prawie. Jeżeli się tylko odkleja, to warto naprawić. Przecież klejenie nie kosztuje nigdy tyle, co nowe obuwie.

Z tego, co wiem, za swoje usługi nie bierze Pan wielkich opłat...
Nie. Do mnie nawet z Poznania przyjeżdżają, najczęściej ci, którzy mieszkali w Wągrowcu, bo u mnie, w porównaniu, to połowa ceny. Mogę powiedzieć, że tam, to też, w większości, zwykłe rzeczy robią. Coś więcej nie potrafią. Nie ma już porządnych szewców. Ludzie, którzy do mnie przychodzą, to wiedzą, że jestem fachowcem. Nie każdy potrafi to, co ja. Przecież skoro sam robiłem nowe... Nie wiem, czy ktokolwiek teraz poszerza, czy zwęża buty. Różne niuanse, a ja się na tym znam. Szycie butów na miarę, to już w ogóle wyższa jazda.

Właśnie - jak Pan poszerza, czy zwęża buty?
Na formach robię. To się nazywa kopyto. To taka jakby drewniana stopa. But wtedy moczy się zwykłą wodą. On przez całą noc zeschnie się i już nie wraca do poprzedniej formy. To, co tutaj stoi, to sztender (na metalowym pręcie odwrócona stopa, również metalowa). Na tym przybijam fleczki. To jeszcze przedwojenne jest. Stare rzeczy są najlepsze. Ja głównie mam narzędzia "starej daty", ale mam i nowocześniejsze, np. śrubokręty. Chemii też niewiele używam, ale np. aceton techniczny bardzo dobrze czyści, to czasem go stosuję.

Jakie są najważniejsze przybory szewca?
Młotek, dobry nóż - najlepiej zrobić go z piły tarczowej, szpilorek, dziurownik, farbki, dobre nożyczki, cęgi, śrubokręty, kopyta, no i sztender

Jak to wszystko się w ogóle u Pana zaczęło? Skąd zamiłowanie do szewstwa?
Ja urodziłem się w Bydgoszczy. W Wągrowcu jestem od 1991 roku i cały czas mam ten zakład. Jakoś nigdy nie myślałem, żeby zostać kimś innym. Ja się w szewstwie wychowałem. Jak miałem 10 lat, to już biegałem do zakładu ojca i mu trochę pomagałem. A jak skończyłem 15 lat, to już normalnie pracowałem. Wyuczyłem się, a warsztat otworzyłem, jak miałem 21 lat. Kiedyś był to bardzo dochodowy biznes, a teraz wszystko podupadło.

Pytamy każdego naszego rozmówcę o marzenia. Ma Pan jakieś obecnie?
Dużo zdrowia. Najeździłem się już i tu mi jest dobrze. Nie mam wielkich ambicji. Mam mieszkanko, mam "bączka" - opel corsa, fajny, mały, zwinny. Co mi potrzeba? Pracę mam. Może cudów finansowych nie ma, ale żona ma emeryturkę (śmiech). Ojciec zawsze mi mówił: "Pamiętaj, nic nie tykaj w domu, zawsze wezwij fachowca". Koledzy mi pomagają, a ja im. I tak to się kręci.

Zwiedził Pan sporo. Lubi Pan wracać do Wągrowca?
Coś Pani powiem. Tam są kaktusy, palmy, czułem ciepło, piękne hotele... tutaj mam swoje dęby i sosny. Idę sobie na promenadę, usiądę na ławeczkę, tu nureczek zanurkuje, tam kaczuszka płynie. Wschód i zachód słońca, teraz jeszcze kolorowe liście, ptaki. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Ludziom niewiele do szczęścia potrzeba, a oni ciągle szukają - niepotrzebnie. Trzeba umieć cieszyć się z drobiazgów.

Przypominamy, że 25 października obchodzimy Dzień Szewca. Może warto naprawić jakieś buty, zalegające w szafce?!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maturzyści zakończyli rok szkolny. Czekają na nich egzaminy maturalne

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oborniki.naszemiasto.pl Nasze Miasto