Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wspomina historię zaginionej barki

Jakub Przybysz
Wspomina historię zatopionej barki
Wspomina historię zatopionej barki DAR
Pani Leokadia Niedzielska z Obornik zna historię zatopionej w trakcie II wojny światowej niemieckiej barki. Kobieta była świadkiem wyciągania jej czołgiem przez radzieckich żołnierzy. Swoimi wspomnieniami chętnie dzieli się z najbliższymi i naszymi czytelnikami

Niski poziom wody odkrywa skarby zatopione w polskich rzekach. Pod koniec sierpnia z Warty wyłoniły się szczątki statku. Najprawdopodobniej jest to wrak niemieckiej barki z czasów II wojny światowej - taką hipotezę postawili wodniacy z obornickiego Stowarzyszenia Aplaga. Ich słowa potwierdza Pani Leokadia Niedzielska, która jako mała dziewczynka była świadkiem wyciągania barki z rzeki przez radzieckich żołnierzy.

- Byłam wtedy chyba w piątej klasie szkoły podstawowej. We wsi wybuchło wielkie poruszenie. Wszystko za sprawą żołnierzy, którzy przyjechali do Słonaw czołgiem. Ludzie opowiadali, że pochodzą oni ze Związku Radzieckiego. Przyjechali do naszej miejscowości, aby wyciągnąć z rzeki wrak niemieckiej szkuty - wspomina oborniczanka.
W okolicach miejsca gdzie została zatopiona barka często bawiły się dzieci, a wśród nich także Pani Leokadia. - Tego dnia żołnierze poprosili nas, byśmy przekazali mieszkańcom Słonaw oraz Uścikówca, że pod barką zostaną podłożone ładunki wybuchowe. Przestrzegali, aby wszyscy pootwierali okna, bo mogą wypaść szyby, gdy dojdzie do eksplozji - relacjonuje kobieta.

W nagrodę za przekazanie informacji dzieci zostały przewiezione... czołgiem. - Każdy z nas po kolei mógł wsiąść do środka i przejechać się. Nie było to daleko, bo około 20 może 30 metrów. Niewielki kawałek z górki i z powrotem. Wszyscy się jednak przy tym bardzo dobrze bawili - wspomina Pani Leokadia.

Dzieci miały także przekazać mieszkańcom wiosek, że po wybuchu ci mogą zjawić się po ryby. - Ogłuszone przez eksplozję ryby pływały przy brzegu. Żołnierze łapali je, a później sprzedawali chętnym. Przyjechali tam wówczas nawet mieszkańcy Obornik. W ten sposób żołnierze zarobili pieniądze, za które później kupili sobie alkohol - mówi Leokadia Niedzielska.

Rozerwany na kawałki wrak barki, żołnierze wyciągali z wody za pomocą czołgu. - Nie wykonali jednak swojego zadania do końca. Bardziej zainteresowani byli piciem alkoholu, który zakupili za pieniądze uzyskane ze sprzedaży ryb. Płacono im wedle uznania, ale widocznie uzbierała się z tego niezła suma - opowiada kobieta.

Pani Leokadia nie zna dokładnej daty tamtych wydarzeń. Pamiętaj jedynie, że było to latem, a wybuch miał miejsce po zachodzie słońca.

Żołnierze po przeprowadzeniu udanej akcji bawili się w Słonawach przez całą noc. Następnego dnia niewiele brakowało, a spowodowaliby wypadek, w którym mogła stracić życie matka Pani Leokadii. - Moja mama razem z sąsiadką były na wykopkach. Gdy wracały usłyszały, że drogą jedzie czołg. Koleżanka mojej mamy zaproponowała, aby schowały się za drzewo. Na szczęście mama zdecydowała, żeby stanąć po drugiej stronie drogi. I to uratowało im życie - opowiada oborniczanka, po czym wyjaśnia: - Pijani żołnierze uderzyli w drzewo i przejechali po nim. Pamiętam, że mama była roztrzęsiona.

Pani Leokadia historię zatonięcia wspomnianej barki znała z opowiadań swojego dziadka. - Doskonale znaliśmy to miejsce, w którym leżał wrak, jak mawiał mój dziadek, szkuty. Wszystkie dzieci z okolicy tam przychodziły. Oczywiście, rodzice nie kazali nam tam się bawić. My jednak je systematycznie odwiedzaliśmy, byliśmy ciekawi co znajduje się w środku - przyznaje Pani Leokadia.

Dzieci z okolicznych wiosek doskonale znały każdy kawałek zatopionej warki. - Pamiętam, że rosły tam nawet pomidory. Być może znajdowały się tam jakieś nasiona. Pamiętam, że w tamtych czasach te warzywa uważane były za rakotwórcze i nikt ich nie jadł - zdradza kobieta.

Z opowiadań swojego przodka Pani Leokadia wie także, że barką podróżowali zranieni podczas działań wojennych Niemcy. - Dziadek mieszkał w Uścikówcu. Dokładnie na przeciwko miejsca, gdzie porzucono szkutę. Stamtąd widział wszystko jak na dłoni. Las w tzw. pasiece był wówczas niewielki - twierdzi Pani Leokadia.

Dziadek oborniczanki opowiadał, że ranni niemieccy żołnierze zostali przeniesieni do pociągu. - Niedaleko miejsca, gdzie przedziurawiona szkuta przybiła do brzegu, były tory kolejowe. Trzeba było podejść tylko pod niewielką górkę. Niemcy przetransportowali tam swoich rannych żołnierzy. Niektórzy z nich byli przenoszeni na noszach - opowiada kobieta.

Pani Leokadia widziała umieszczone w internecie zdjęcia wraku, którego latem odkryto w Warcie. - To jest dokładnie to miejsce, w którym bawiłam się jako dziecko - przekonuje Niedzielska

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oborniki.naszemiasto.pl Nasze Miasto